POLSKA MALARKA Sylwia Matejkowska

Najważniejsze że nie mam dość. Najchętniej maluje nocą, kiedy nic nie zakłóca spokoju. Muzyka w tle, wygodne ubranie, wokół pędzle i farby.
– Sylwia Matejkowska opowiada nam o tym, jak tworzenie zmieniło jej życie.

Wywiad dla gazety „Business Woman Design i Sztuka”

„Wierzę w energię, którą daję i odbieram”

BWL: Maluje Pani głównie w technice oleju na płótnie, czy korzysta Pani również z innych technik malarskich?
SM: Wszystkie techniki obrazowania tego, co w danym momencie się czuje i chce pokazać, są odpowiednie, nie ograniczam się tylko do olei i płótna. Jednak technika malowania olejem jest bardzo wdzięczna: pozwala na poprawki, zmianę, jest przyjemna. Czasem odnajduję się w malowaniu akrylem, który również ma swój urok, tę warstwowość chociażby. Miło jest też porozcierać pastele i węgiel na papierze… i przy tym zabrudzić dłonie. Gdy ma się przed sobą czyste płótno bądź blok, a w głowie miliony myśli, technika sama się narzuca…

BWL: Zdradzi nam Pani nieco swych tajemnic – jak powstają Pani obrazy?
SM: Czekam na odpowiedni moment. Tworzę głównie wieczorem, nawet nocą, wtedy nic nie zakłóca potrzebnego czasu. Muzyka w tle, wygodne ubranie, wokół pędzle, farby, po prostu nieład i niepedantyczne podejście. W głowie
burza myśli, tętniąca krew… i tak bym nie zasnęła. Swoista nauka przebywania samej ze sobą, gdy próbujesz sprostać własnemu pomysłowi. Najpiękniejszy jest moment, gdy już spojrzę i wiem, że tego właśnie chciałam. Oczywiście nie zawsze tak jest, podejrzewam, że nie jestem w tym sama… lecz zawsze myślę: Przecież to twoje!!

BWL: Ile jest w Pani obrazach emocji? Ile symboliki?
SM: Emocje generują potrzebę tworzenia, obrazy bywają autoterapią, większość zabarwionych bloków, płócien jest symbolem danej chwili, odczuć, przeżyć. Życzyć można sobie samych pozytywnych, jednak istnieje przecież cały ich wachlarz. Oczywiście są też takie obrazy, które maluję ze spokojem ducha, które mają być przyjemne dla oka, wywoływać pozytywne emocje, być może budzić wspomnienia czy kojarzyć się z konkretną sytuacją.

BWL: Czy malarstwem można pokonać chandrę?
SM: Mogłabym odpowiedzieć jednym słowem: oczywiście! Nic tak nie pomaga zwalczać złych nastrojów, stanów, uczuć… Przede wszystkim pozwala się zatrzymać, zastanowić. Gdy myślisz, jak ująć coś, co odczuwasz, jednym właśnie obrazem, pomagasz sobie zrozumieć, co właśnie przeżywasz. Gdy odkładasz pędzel, masz odpowiedź, a satysfakcja daje ukojenie.

BWL: Co malowanie zmieniło w Pani życiu?
SM: Właściwie bardzo wiele. W momencie, gdy byłam sama ze swoimi przemyśleniami i zabrudzonymi dłońmi, zaczęłam się zastanawiać, co dalej. W głowie każdego człowieka pojawiają się myśli, później słowa, na końcu czyny, tak też dzieje się ze mną. Zaczęłam dzielić się swoją pasją, sposobem na przekazanie emocji, z bliskimi i jestem ogromnie wdzięczna za każdą ich reakcję, ponieważ nic nie są warte przekazy bez odbiorcy. Wierzę w energię, którą daję i odbieram. Nie z przypadku podczas mojego romansu z malarstwem pojawiają się wokół mnie pozytywni ludzie, chociażby Monika Dubisz, której pragnę podziękować za bezinteresowną wiarę we mnie. Życie uczy pokory, tworzenie
uczy wyrażania siebie, sprawia, iż każdego dnia budzisz się i zasypiasz z nowym pomysłem. Motywacją, by osiągnąć stan
ukojenia. Malowanie uskrzydla, uszczęśliwia, rozwija i pomaga się zrelaksować. Najważniejsze, że nie mam dość, wręcz odwrotnie – planuję, marzę i uczę się, niewyczerpana jest ta wiedza i możliwości. Marzenia dają siłę, by zwalczać przeciwności i niech się to koło toczy…